Jedziemy.... Ludziska podjechali i wyruszyliśmy na wycieczkę. Kierunek -----> Wojków.
Jazda w fajne grupce. Ania z mężem i dziećmi, Stasiu, Sandra, Monika i i Paula.
Najpierw pojechaliśmy do Brzyścia pod zagrodę z Danielami, które to mi wyglądały na nasze pospolite Sarny.
Potem przez Młodochów, Borki Nizińskie itp, skierowaliśmy się na Wojków. Trochę my pobłądzili, ale spoko .... Jazda bardzo przyjemna w fajnym towarzystwie. no i Upałek :)
W Zadusznikach spoczęliśmy koło mostu kolejowego na Wiśle. Akurat przejeżdżał pociąg i dzieciaki miały frajdę :)
Potem poprzez łąki udaliśmy się nad stawy w Wojkowie.
Nad stawami my troszku posiedzieli.... Mnie zaczęła martwić chmura, która się do nas coraz bardziej zbliżała.
Postanowiliśmy z Paulą i Monią, że jedziemy. Reszta ekipy została. Z Paula nienawidzimy jeździć podczas burzy. deszcz, wiatr itp.... Nie, tego nie lubimy.
Wróciliśmy przez Gawłuszowice.
Niestety, ale wraz z chmurą zwiększył się wiatr, który stał się wmordewindem. Trochę to była masakra. W sumie, to z Paula chcieliśmy dokręcić do setki, ale ten wiatr w drodze powrotnej nas wykończył.
Kilka fotek z drogi powrotnej.
Elektrownia w Połańcu
Krzyż pokutny w Woli Zdakowskiej
Zabytkowy Drewniany Kościółek w Gawłuszowicach.
Więcej zdjęć kościółka znajdziecie na moim blogu Lens of Soul
Chmury się rozeszły, ale wiatr pozostał... Oj szkoda, bo w końcu wykręcił by ta setkę.
Pół dnia spędziliśmy z Paulą w Tarnowie, w kurii. Byłem po papiery i takie tam dokumenty.
Popołudniu mieliśmy mała Masę Krytyczną. Zbiórka na Placu AK o 16.15
Niestety trasa przejazdu była krótka. Jak zwykle urzędy robiły organizatorom problemy. Przy okazji Masy zbieraliśmy pod petycją zniesienia zakazów jazdy dla rowerzystów. Chodzi oczywiście o drogi jednokierunkowe.
Masa zakończyła się pod Jadernówką. Tak dla wszystkich czekała rowerowa niespodzianka :)
PS. Jadernóka, to Mieleckie Muzeum Fotografii. Nazwa wzięła się od Wiktora i Augusta Jadernych. Pierwszych mieleckich fotografów.
Pod muzeum można było podziwiać stare rowery, bicykle i riksze. Również nie obyło się bez pokazów jazdy na takich cackach :)
Ten to wygląda jak z Gwiezdnych Wojen ;)
Pod koniec każdy mógł spróbować jazdy na takich sprzętach.
Wyczyściliśmy koła. Tylne rozebrałem... Tzn... Rozkręciliśmy, przesmarowaliśmy i wyczyściliśmy cały wolnobieg oraz piasty. Smarowanie łańcucha i ogólny serwis rowerka.
Wieczorem skoczyliśmy na krótki miejski trippek. Paula zadowolona, twierdzi, że lepiej się jej jeździ.
Dziś zmieniłem Romkowi wolnobieg.... Jego stary przeżył niespełna 47 tys km :) ... Należała mu się zmiana :) Tym bardziej, że po założeniu nowego łańcucha, to była makabra, a nie jazda.
Na dziś zaplanowana była trasa północnymi rejonami powiatu. Dokładnie to równinnie, po asfalcie przez wioski.
Upał już od południa był dość spory. Paula i Ania juz od wczoraj narzekały na spaleniznę po słoneczku :)
Plan był przejechać przez lotnisko, by pokazać Ani i Kamilowi Black Hawka.
Udało się :)
Stał Black Hawk
A także M-28 Bryza
I M-18B Dromader
Udaliśmy się na Malinie, pod zniszczony dwór.
Następnie przejechaliśmy asfaltem przez pola do Tuszowa Narodowego. Tutaj urodził się gen. Władysław Sikorski
Dom narodzin Wł. Sikorskiego
Pojechaliśmy łąkami na Jaślany Po drodze oczywiście była sesja bociana :)
W Jaślanach zatrzymaliśmy się pod kościołem, na tzw. Górze Św. Anny.
Ten Usypany kopiec jest dość spory. Na jego szczycie stoi krzyż. Legenda głosi, że jest to kurchan usypany na grobie jednego z tatarskich Chanów, który poległ na tych polach.
Inny przekaz mówi, że kopiec został usypany przez mieszkańców, a na jego szczycie palono ogniska ostrzegawcze przed powodziami, czy najazdami choćby Tatarów.
nie mniej jednak, jest to bardzo ciekawe miejsce. A właśnie... Potem na górze tej stał drewniany kościółek katolicki. Obecnie jest krzyż i krąg z kamieni.
Ania na Górze Św. Anny :)
Na szczycie zrobiliśmy sobie piknik :). Kocyk, kanapki, pićko.... Ahhhh :)
Z kopca rozlega się mały widoczek na Jaślany
Po dłuższym odpoczynku udaliśmy się w Kierunku Czajkowej, pod dzwonnicę.
Potem pojechaliśmy na Sarnów.
Oczywiście po drodze nie obyło się bez sesji samca Jaszczurki Zwinki :)
Chciał się karnąć Kellyskiem :)
W Sarnowie pokazaliśmy Ani i Kamilowi kościółek pw Najświętszego serca Pana Jezusa. Kościółek pochodzi z 1833 roku i jest zabytkiem drewnianym.
Początkowo był kościołem ewangelickim, a sam Sarnów był kolonią niemiecką tzw Holendrów. Miejscowość ta przed wojną nazywała się jeszcze Reichsheim.
W kościółku znajduje się obraz Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jest to dar parafii Ostrowy Tuszowskie.
Wnętrze kościółka jest dość bogate, a jednak jest bez przepychu. To piękna mała świątynia :)
Znajduje się tam również zabytkowa chrzcielnica z XVIII wieku.
Po ziedzaniu kościółka udaliśmy się na pobliski, maleńki, zniszczony cmentarzyk. Jest to nekropolia protestancka z XIX wieku.
Cmentarz został zniszczony po wojnie przez miejscową ludność.
Pojechaliśmy przez Dębiaki na Łąki Rogożyny....
Tytaj kolejny piknik..... Oczywiście nie obyło się bez polowania na bażanta ;)
Wracając do domu zahaczyliśmy o torfowiska w woli Chorzelowskiej.
Tutaj padł pomysł, by pojechać na kebaba.
W rynku były dośc duże kolejki....
.... Pojechaliśmy do knajpy mojej koleżanki, do Gondoli.
Zjedli po kebabie, ja sobie wypiłem piffffko i wróciliśmy do domu :).