_________________________________________________ Krótko..... Bez zdjęć..... Bez mapki.....
W sumie to ogólny wkurw..... Krótka i szybka jazda na odreagowanie nerwów. Postanowiłem jeszcze w czerwcu dobić do 1500km.
Dzisiaj nerwowy dzień... Szlag mnie trafia :/ .... Jeden z tych gorszych.....
Dzisiaj też rocznica mojego wypadku. W tamtym roku 30 czerwca skończyłem jazdę na 778 km .... W tym roku 30 czerwca zamykam liczbą 1501 km. Wiem, że to nie wiele, ale i tak jestem zadowolony.
Wyczyściłem Romka, nasmarowałem napęd więc można jechać :).
Zbiórka na Placu Armii Krajowej o godz. 17:30
Przyjechała do nas Madzia, koleżanka Pauli, a ja się umówiłem z taka Wiolą, moją starą dobrą znajomą. Tak oto we czwóreczkę sobie jeździliśmy pośród tłumu rowerzystów ;]
Ludzie nawet dopisali.... Na moje oko było 250-300 osób.
Impreza nawet udana, choć poza samym przejazdem zero atrakcji. Przydała by się jakaś muzyczka, poczęstunek na koniec, czy napojenie dla spragnionych ;].
Filmik ;]
Tempo było 5-14 km/h, więc poczuliśmy niedosyt. Nawet Madzia, która dziś, pierwszy raz w tym roku wsiadła na rower wyraziła chęć małej przejażdżki.
Postanowiłem, że pojedziemy na Starówkę, potem ścieżką wzdłuż Sienkiewicza pod zabytkowy Młyn Lenartowiczów na Borku.
Pani wyleciała z auta. Zaczęła się tłumaczyć, że dzieci pakuje nad morze... Wpadłem w śmiech. Wezwałem straż miejską, a ów Panią pouczyłem o przepisach RD. Przy okazji zjechało się wielu rowerzystów, którzy tez wylecieli z gębą, mniej kulturalnie ode mnie ;]
Ale ja oczywiście nie wytrzymałem, musiałem coś więcej przycisnąć..... Ale średnia słaba, bo Madzia nie przyzwyczajona do jazdy z nami... No i ta prędkość na masie ....ehhh ;P
Tu postanowiłem, że pojedziemy do Woli Chorzelowskiej na torfowiska :).
Lubię to miejsce, choć dawniej było bardziej klimatyczne. Lecz mimo wszystko teraz też jest fajnie.
To jest dawne wyrobisko torfu. W tej chwili jest to spory staw z dziesiątkami małych i urokliwych wysepek. Kapać się nie można, gdyż to bagno i nieźle wciąga, ale posiedzieć w tym miejscu warto :)
W miejscu tym, zawsze można spotkać Kajtka i Balbinkę. Parę łabędzi niemych, które są oswojone i podchodzą do ludzi :). Sępy jedne chcą kromkę chleba ;]
Pomyślałem, żeby skoczyć na Trelańska Górę :). Jest to zalesiona wydma o wysokości 189,9 m n.p.m.
Wróciliśmy do poniemieckiej drogi Mielec – Dęba. Droga ta prowadzi przez Dębiaki, w których to znajduje się to wzgórze.
Teren w miejscy tym jest bardziej piaszczysty, dosyć suchy. W sumie Masyw Trelańskiej Góry to jedna, wielka, zalesiona, piaszczysta wydma. Co jeszcze zauważyłem. Po drodze mijamy kilkanaście mrowisk. Widać mrówki mają się tu dobrze :)
Postanowiłem, że skręcimy całkiem w teren. No ale po lesie wielu miejscach musiałem prowadzić rower, no i dziewczyny miały też dość. Monika prowadziła cały czas.
Dojechaliśmy do południowego krańca Trelańskiej Góry.
Na południowych rubieżach Trelańskiej Góry znajduje się spory piaszczysty wąwóz. Powstał on na skutek wybierania piachu. Jego środkiem prowadzi polna droga.
My podeszli go od południowej strony. Najwyższe wzniesienie od tej strony ma 183,2 m n.p.m.
Na szczycie górki spotkaliśmy opalającą się parkę, taka po 40’stce :). Kocyk, muzyczka, piwko.... ach :) Miejmy nadzieję, że im nie przeszkodziliśmy ;]
Trzeba było przeprawić się na druga stronę wąwozu, gdyż w tamtym kierunku znajduje się szczyt Trelańskiej Góry.
Zjeżdżamy niezłymi chaszczami. Krzacory są wszędzie.... Dziewczyny lecą kur...ami, gdyż gałęzie drapią ich gładkie nóżki :D
Z Trelańskiej Góry zjechaliśmy na Dębiaki. Tu pojechaliśmy na Sarnów. Pod Drodzę minęliśmy Młyn wodny w Dębiakach, który już całkowicie zarósł, cmentarz ewangelicki z XIX w i Drewniany ewangelicki Kościół z 1833r.
Wycieczka wyszła super, choć trochu średnia słaba. Ale to nic.... Jestem bardzo zadowolony. Miałem w planach lajtowe kręcenie po mielcu i zrobienie ok. 20km, a wyszło 50km z przygodami, więc jest cacy :)
Dzisiaj cały dzień zbierało się na burzę. W końcu około 15 zaczęło grzmieć i robić się ciemno. Jednak wszystko się rozwiało. W takim razie, trzeba skoczyć na rowerek :)
Jako, że ostatnio nie mam jakoś weny do jazdy :/ to nie wiedziałem, gdzie co i jak. Pomyślałem, że skoczę sobie do Ostrów Tuszowskich, do Sanktuarium Madonny z Puszczy.
Paula wyraziła swoją chęć jazdy.... Więc wyruszyliśmy.
Pojechaliśmy w kierunku Stawów Cyranowskich, a następnie do drogi na Toporów.
Po drodze zatrzymaliśmy się przy „punkcie seksualnym” ;] Jest to miejsce w którym często nocą się zjeżdżają różne typy by sobie pobarażkować :P. Ktoś nawet posprzątał, bo ostatnim razem jak tu byłem, to było kilka staników na drzewie, majtek i pełno zużytych prezerwatyw w krzakach ;]
Dzisiaj był luksus... posprzątane i nawet kanapa się pojawiła :D
Szybko pojechaliśmy na Toporów. Chciałem sobie zrobić tam zdjęcie zachodu nad łąkami. Znów staliśmy się atrakcją :/ Wszyscy w płotach i patrzą na nas... Na baczność jak do apelu.
Zrobiłem kilka zdjęć i nagle podjechało do nas 2 gości na traktorku..... Zaczęli się pluć, że robimy zdjęcia prywatnych obiektów. Próbowali to tak ładnie mówić, że nas na śmiech brało. Dosłownie jak z wiadowmości w tv :D
Ów agromeny twierdzili, że stoimy na drodze prywatnej itp... że Fotografujemy ich posesje i inne pierdoły. Delikatnie tłumaczyłęm, że mam do tego prawo, a fotografuje sobie zachód słońca i niech mi panowie pokażą akt własności słońca i ów drogi, która jest droga gminna ;) Agromen zaczął się rzucać.... Jego kolega uciekł.... Chuchro takie, jak mnie zobaczył to spierdzielił. Paula nagle rozdarła swoją windykatorską gębę ! Kuźwa sam się przestraszyłem. Ale jako, że gościu mnie wkurwił i zaczął się rzucać zadzwoniłem po Policję. Wtedy ów wsiór też spierdzielił. Zrobiłem mu jeszcze fotkę, a dyspozytorowi podałem jego numery rejestracyjne, a dokładnie jego agrofurze ;] Gościu nam tak ciśnienie podniósł, że ja dziękuję.... Normalnie 100 lat za murzynami. To nie było coś w ochronie ich dobytku, czy coś., Bo robiłem zdjęcia kwiatków i łąk, gdzie nie było ani jednego domu. Czysta ludzka złośliwość i wiejska mentalność. Szukał problemu, ale się sam przeliczył. Widać było, że chciał skoczyć do bitki, ale jak mu kolega uciekł, Paula się rozdarła kodeksem karnym, a ja wstałęm z trawy i się „napuszyłem” to zmiękł..... Co za ludzie.... W sumie to od takich mu uciekli z Woli. Tacy sami..... Na koniec zrobiłem zdjęcie tej jego posesji, która stała za nami.
Cóż wracamy do Mielca. Wkurzyliśmy się, a ja jeszcze byłem całkiem na krótko ubrany i zaczęło się robić zimno. Paula pomyślała i ubrała sobie długie rowerowe gacie.... Cóż, nic się nie dzieje.
Pojechaliśmy na Mościska i postanowiliśmy, że wrócimy przez strefę.
Potem na strefę. Stała sobie drogówka... Panowie nam pomachali, a gościa za nami capli :). W sumie jechał rowerem, ale zero oświetlenia, a szarówka już była konkretna.
Dodatkowo się wkurzyłem, bo jakiś frajer, a'la "rowerowy hejting" spieprzył mi statystyki ocen rowerów :P. Pewnie, jakieś kompleksy ma.
Pierw pompa zaczęła dziwnie rzegotać, a potem już się nie chciała włączyć.
Dziś się za nią wziąłem. Okazało się, że pompa się zapchała i odkręciła, dlatego wydawała dziwne dźwięki. Naprawiłem to, ale okazało się, że pralka dalej się nie włącza, a dioda sygnalizuje nie zamknięte drzwiczki. W takim razie szlag musiał trafić wyłącznik zabezpieczający pralkę przed otwieraniem w trakcie pracy. Jako, że tata kiedyś naprawiał pralki to po niego zadzwoniłem. Okazało się, że spierniczył się bimetal, który włączał, bądź wyłączał pralkę. Naprawiliśmy to.
Międzyczasie zadzwonił Edek, że jest dzisiaj rowerowy i czy z nim cos pokręcimy. Umówiliśmy się, że przyjedzie po nas ok. 20:30 i się gdzieś pokręcimy.
Pojechaliśmy Padykuły, na strefę i stamtąd na Stawy Cyranowskie, choć na nie nie wjeżdżaliśmy. Pojechaliśmy dalej lasem nad inny zbiornik. Małe jeziorko leśne „Szydłowiec”
I następnie na Plac AK ścieżką rowerową wzdłuż ul. Kwatkowskiego I Niepodległości.
Pojechaliśmy przez Rynek Starego Mielca, który wciąż jest rozkopany. Wdłuż ul. Legionów robią pseudo-ścieżkę rowerową. A w miejscu tym, mógłby być spokojnie kontrpas rowerowy :( Wrócilismy Al. Legionów, Sienkiewicza I przez korty.
Traska delikatna, czysto rekreacyjna. Warunki do jazdy rewelacyjne! Ciepło, zero wiatru I piękna pora doby :).
Zrobiliśmy rundkę wokół stawów. Ahh było pięknie i romantycznie. Powoli schylające się ku zachodowi słoneczko, pięknie stojąca woda, szum drzew, a z telefonu jeszcze leciała nam Bony Tyler ;)
Kurcze, niby zwykłe przeziębienie, a dało mi w tyłek.....
No cóż... Dzisiaj postanowiłem wskoczyć na rower :) Paula również wyraziła chęci do pedałowania, więc jedziemy na krótki lajcik :). Przy okazji postanowiłem sprawdzić nowe spodenki Kastle.
Pojechaliśmy na korty i na ścieżkę wzdłuż Padykuły.
Żeby było zgodnie z przepisami, żeby przycisnąć przycisk rowerzysta musi zejść z roweru i wejść na pas dla pieszych, potem w wielkim pośpiechu musi wsiąść na rower, ponieważ światła świecą się tylko kilkanaście sekund. Jeszcze przejeżdżając to trzeba uważać żeby nie wjechać w oświetlenie, ponieważ stoi pośrodku zjazdu/wjazdu przejścia rowerowego!
Jedziemy sobie tak na wysokości bramy głównej SSE, potem przy rondzie mam telefon. Patrzą Paula dzwoni..... WTF? Faktycznie, nigdzie jej nie ma. Oddzwoniłem i się okazało, że złapała kapcia :P
Wyjmuję zapasową dętkę I patrzę….. WTF? Co jest kurd....
Tak.... Jeden „Pomysłowy Dobromir” wysmarował mi, raczej Pauli, wysmarował dętkę olejem..... W ramach rzekomej konserwacji :/.... Nosz kurde, poleciały kurw.... i inne „włoskie zakręty” Dętka jakby zaczęła się rozpuszczać :/.... Cóż pomyślałem, że może te 3km do domu wytrzyma. niestety.... Rozlazła się cała podczas pompowania.... Paula na piechotkę do domciu ;] Całę szczęście, że niedaleko, a nawet bliziutko.
Przy okazji nowy sposób łatania ścieżek rowerowych. Grube, ostre kamienie :/
Dopadło mnie jakieś przeziębienie. Paula przyniosła z pracy jakiegoś wirusa. Kurcze cholerny katar i do tego trochę zatoki mnie dobiły. Robię chwilę przerwy od rowerka.
Przy okazji..... Was wszystkich drodzy Mielczanie i nie tylko.....
Profil tworzymy my wszyscy, razem i wspólnie. Każdy może się tam pochwalić swoimi zdjęciami rowerowymi, wycieczkami. Możemy się tam umawiać na wspólne rowerowanie i poznawanie naszej małej ojczyzny jaką jest ziemia mielecka.
Proponujmy trasy, twórzmy i informujmy o różnych wydarzeniach.
Oczywiście zamieszczamy tam nowe informacje na temat Mielca, ścieżek rowerowych itp.
Dzielmy się wspólnie wolnością i zdrowiem rowerowym!
Około południa spacerek z naszym kudłatym dzieckiem. Poszliśmy na tereny MOSiR. Usiedliśmy pod drzewkiem, na trawce. Piesia sobie gryzła swoje ukochane patyczki, a Paula wystawiła swoje nóżki z pod kiecki, by je troszku poopalać :)...... Jakby jej było jeszcze mało ;).... Kobiety :D
Pies padł..... Kudłate, czarne futerko sprawia, że na słoneczku to się grzeje jak kolektor słoneczny. Ale zawsze zabieramy jej butelkę wody i miseczkę :).
Włączyliśmy sobie muzyczkę i poleżeliśmy pod drzewkiem. Uwielbiam tak :)
Poszliśmy do domku. Szybki obiadek. Mimo, że niedziela to szybki i bezmięsny. Duchota i upał dzisiaj okropny. Grzech gotować i nagrzewać mieszkanie w taki dzień.
Ale jako, że słoneczko pięknie świeci, to trzeba było zrobić jakiś spacerek rowerowy. Pokręciliśmy się lajtowo po niektórych mieleckich ścieżkach i trochu po lesie.
Na ścieżkach coraz większy tłok.... Kurcze chyba nigdy jeszcze nie widziałem w Mielcu tyle rowerów. ciekawe, co to będzie na masie 24 czerwca :D.
Nakręciłem kilka filmików. Wrzucę jak obrobię, ale to ni dziś.....
W lesie spotkaliśmy kolegę z dziewczyną. Tez byli na rowerach. Kurde się szarpnął i oddał swojej damie swojego bajka, a sam jechał na czymś, co przypominało pospawana damkę ukrainę, z jakimś rometem i ciul wi czym ;) Urzekł mnie jego prędkościomierz :D
Zatrzymaliśmy się jeszcze przy „Kapliczce Drogowców” zwanej też „Leśnym Sanktuarium”. Kapliczkę ufundowali i wybudowali budowniczy drogi Mielec – Kolbuszowa w 1938/39 roku.
Teraz przy kapliczce trwają jakieś prace wzmacniające jej fundamenty. Widocznie coś złego zaczynało się dziać :(.
Dziś zrobiłem również krótkie wideo prezentujące ten piękny obiekt :)
Pojechaliśmy kawałek dalej. Do Woli Zdakowskiej. Jest tam krzyż pokutny, o którym pisałem na początku, stary zrujnowany dwór oraz stuletnia kapliczka.
A jednak cos jeszcze napiszę :)
Według miejscowej legendy krzyż postawiono w miejscu, w którym zamordowano przy użyciu kosy zarządcę tutejszego majątku. Zabójstwo miało być zemstą parobków za okrutne traktowanie przez ekonoma. Krzyż jest zakwalifikowany do typu krzyży maltańskich.
Niestety, było to nieosiągalne. Krzaki, krzaki, krzaki, krzaki i jeszcze raz krzaki. Na drugi raz zabiorę maczetę i długie spodnie. Co Ciekawe GPS pokazał, że przeszedłem Wisłokę i znalazłem się na jej drugim brzegu :// WTF?